O nienawiści do języka niemieckiego

Milena Florczuk

Do napisania tego artykułu zainspirowały mnie komentarze na YouTube: pod filmikiem Majstersztyka językowego oraz opinie o serialu „Dark” na Filmwebie.

Zaczęłam się zastanawiać skąd ta ogromna niechęć, wręcz nienawiść do języka niemieckiego. Nie od dziś wiadomo, że ludzie uwielbiają hejtować. Swoją drogą zwróćcie uwagę, jaki ciekawy oksymoron powstał: „uwielbiać hejtować”!

O hejcie powstało już wiele artykułów, więc nie będę się rozwodzić nad istotą tego zjawiska, chcę się dzisiaj skupić na tym, dlaczego według mnie język niemiecki okrył się taką złą sławą wśród Polaków. “Język niemiecki to język wroga”! To hasło często przewija się w rozmowach na temat znajomości języków. Bezsprzecznie nasza historia miała ogromny wpływ na negatywne postrzeganie tego języka. II Wojna Światowa odcisnęła ogromne piętno na Polakach. Zgadzam się z tym, że o przeszłości nie wolno zapomnieć, tym bardziej, że w niemieckich mediach pojawia się niekiedy określenie “polskie obozy koncentracyjne”. Też mi się to nie podoba, ale nie możemy traktować naszych sąsiadów jak potencjalnych wrogów, bo to nie prowadzi do niczego dobrego, a tylko generuje negatywne emocje. A o te negatywne emocje “dbają” już od jakiegoś czasu polskie media.

Drugim powodem niechęci do języka niemieckiego jest “zakompleksiona pycha”. To określenie Michała Englerta (operatora filmowego), na które natknęłam się w jego wywiadzie dla Wysokich Obcasów. Ja jeszcze bym dodała: podlana sosem z zazdrości. My Polacy mamy to do siebie, że lubimy podkreślać sukcesy naszych rodaków za granicą (co jest zupełnie naturalne), ale często ci, którzy mieszkają na obczyźnie czują się maluczcy. Ja również miewałam momenty, w których czułam się gorsza od Niemców, zwłaszcza gdy wyjechałam jako Au pair do Koloni w 2008 roku. Na szczęście ta sytuacja powoli ulega zmianie i coraz więcej Polaków osiąga sukcesy na emigracji.

Fragment wywiadu z „Wysokich Obcasów”

Kolejny powód jest dość prozaiczny. To jest po prostu trudny język. Nie tylko wymowa sprawia Polakom ogromne trudności, ale gramatyka też jest naszą piętą achillesową. Żeby osiągnąć poziom C2 (zbliżony do poziomu native speakera) trzeba naprawdę wielu lat nauki. Poza tym język niemiecki w szkołach jest traktowany po macoszemu. To angielski jest językiem wiodącym i dlatego wielu uczniów, ale też i nauczycieli nie przykłada się do języka niemieckiego. Warto też wspomnieć, że pedagodzy praktycznie olewają fonetykę. Ogromnym błędem jest brak zwracania uwagi na to, że np. die Mutter (matka) czyta się jak “di Mutta” a ich (ja) nie jako polskie “iś”, bo te “ś” tworzymy na podniebieniu miękkim. Moim zdaniem to stawia język niemiecki w negatywnym świetle, jako taki twardy i bezduszny. Poza tym w szkołach nie uczy się „żywego języka”, o czym bardzo trafnie napisał na Instagramie @panodfrancuskiego.

View this post on Instagram

Jednym z problemów polskich uczniów jest przytłoczenie niedostosowaną do sytuacji wiedzą. Ludzie skaczą z poziomu na poziom, zdają elitarne certyfikaty, jadą do Francji… i są w szoku! Pytają się na ulicy: ”Przepraszam najmocniej, czy mogłaby mi pani łaskawie powiedzieć…”, a zapytana kobieta już ucieka, bo myśli, że chce się od niej wyłudzić pieniądze. . Język jest żywy, a jego potoczna forma to najważniejszy budulec zwyczajnej codziennej komunikacji. Dlatego tak ważne jest umieć dopasować odpowiedni rejestr do kontekstu. Niestety rozczaruję wiele osób, ale w większości przypadków komunikujemy się w sytuacjach bardzo banalnych, w których wyszukane formy gramatyczne (jakkolwiek piękne i cenne innym razem) mogą po prostu okazać się ciężarem. . Ileż to ja osób musiałem uświadamiać, że inwersja jest zbyt „ą ę” do pytania o drogę, że pewne słowa są zwyczajnie przestarzałe, albo że język się naprawdę rozwija i nie wszystko trzeba robić tak jak w podręczniku, jeśli chcemy brzmieć naturalnie… . Ogromnie ważne jest, żeby już od początku nauki, być świadomym tego, jak mówią prawdziwi użytkownicy języka – nie ci z książkowych nagrań, ale ci z krwi i kości. Tutaj ogromna odpowiedzialność spoczywa na nauczycielu, który ma tę wyjątkową możliwość weryfikacji i „sprzedania” prawdy przez chociażby napomknienie, że w żywym języku „ najczęściej mówi się X, a nie Y jak w książce”. . Dlatego edukacja zaczyna się od nauczyciela, a kończy na sukcesie uczniów! . . . #panodfrancuskiego #językpotoczny #zwykłyfrancuski #naukajęzyka #dobrynauczyciel #francuskijestsexy

A post shared by Jacek Mulczyk-Skarżyński (@panodfrancuskiego) on

Chciałabym jeszcze opisać jeden fenomen. Nazwę to „dysonansowym podejściem do języka niemieckiego”. Jest spora liczba Polaków mieszkających w Niemczech, niektórzy żyją tu kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat, a nie potrafią sklecić zdania po niemiecku. Niektórzy uważają, że angielski im wystarczy. W Berlinie jest co prawda wiele firm międzynarodowych, w których to właśnie język angielski wiedzie prym, ale nie zapominajmy o urzędach, gdzie pracownicy wolą pozostać przy języku niemieckim. Jest też dużo osób, które przyjeżdżają do pracy, do Niemiec uważając, że znają ten język i tu posłużę się przykładem z własnego doświadczenia. Pracowałam jako rekruterka w niemieckiej firmie i często rozmowy z potencjalnymi kandydatami wyglądały w następujący sposób:

  • Dzień dobry! Jak wygląda pana poziom języka niemieckiego?
  • Komunikatywny!
  • Ok, wie heißen Sie?
  • Aaa, aż tak to nieeee!
  • …..

Sami wyciągnijcie wnioski…

Zanim zostanę zlinczowana za jednostronność, chcę zaznaczyć, że zgadzam się, że nie każdemu musi się podobać ten język. Ja na przykład nie pałam miłością do norweskiego. Nie oznacza to jednak, że na każdym kroku podkreślam, że nie lubię norweskiego i nie piszę ludziom komentarzy, jaki to ten norweski jest ohydny. To jest kwestia gustu. Bardzo podoba mi się natomiast brzmienie języka francuskiego, ale jest według mnie bardzo trudnym językiem, a poza tym nie czuję potrzeby, żeby się go uczyć.

Myślę, że powinniśmy nieco zmienić nastawienie, przestać postrzegać język przez pryzmat historii, a przede wszystkim wyzbyć się kompleksów. Zauważyłam, że ostatnio w social mediach pojawia się coraz więcej osób, które uczą języka niemieckiego on-line, a to napawa nadzieją, że jednak coś się zmienia w polskim społeczeństwie. Jeśli tak jak ja jesteście fanami Instagrama i chcecie podszlifować swój niemiecki, to polecam takie konta jak: @jezykowyprecel, @niemieckasofa, @majstersztyk_jezykowy. Jestem germanistką z wykształcenia, więc zaręczam, że są to bardzo dobre źródła nauki.

Rammstein to chyba jeden z nielicznych zespołów, który ma ogromną liczbę fanów w Polsce, mimo że wykonuje piosenki w języku niemieckim.

Niejednokrotnie słyszałam od znajomych, że niemiecki jest fuj i w ogóle: „how dare you!” Niestety nigdy nie miałam ciętej riposty, dlatego zwracam się do Was drodzy czytelnicy i miłośnicy języka niemieckiego: co odpowiedzieć, jeśli ktoś nas uraczy niezbyt miłym komentarzem dotyczącym naszej znajomości języka niemieckiego? Na przykład takim:

Czekam na Wasze pomysły w komentarzach!

O Milena Florczuk 3 artykuły
Emigrantka, ale ciągle jedną nogą w Polsce. Na www.berlinnamacierzynskim.com pisze o życiu młodej mamy w Berlinie.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.